Wetlina jest uznawana za jedną z najlepszych baz wypadowych na szlaki w Bieszczadach. W sezonie do tej z pozoru małej miejscowości zjeżdżają się przez to tłumy ludzi. Postanowiliśmy sprawdzić czy faktycznie warto się tu zatrzymać i czy jest gdzie dobrze zjeść i wypić.
Baza ludzi z mgły
To druga po Siekierezadzie w Cisnej kultowa knajpa Bieszczadzka. Po wejściu do środka można zakochać się w tym miejscu. Klimatyczny wystrój, ogromny wybór regionalnych piw, bar pokryty masą pocztówek, zdjęć, legitymacji, rysunków – czyli wszystkim co przebywający tu turyści chcieli po sobie zostawić na pamiątkę. Oprócz muzyki z głośników słychać również grających na gitarze gości, którzy po prostu chwycili dostępną tu gitarę.
Czujesz, że to lokalne miejsce kiedy barmanki znają już gości i witają ich z uśmiechem słowami: „Panie Jurku, ale dzisiaj to już będzie grzeczniej niż wczoraj, ok?”
Czujesz tu swobodę i luz. Ludzie przychodzą tu zarówno prosto ze szlaków jak i wieczorem na posiadówkę, rozmowy nierzadko do rana czy koncerty na żywo. To miejsce nabrało pewnego rodzaju mistycznego charakteru będąc legendą bieszczadzkich włóczęgów, bohemy literackiej, ludzi, którzy chcieli tu zapomnieć o całym świecie lub odnaleźć siebie. Przełożyło się to na pewno na niezwykłą atmosferę panującą w tym miejscu.
Chata wędrowca
Miejsce znane przede wszystkim z naleśników gigantów, który przyciąga tłumy turystów. Poszliśmy do Chaty Wędrowca z ciekawości żeby sprawdzić, czy faktycznie są warte grzechu. I oto stanął przed nami wielki talerz z naleśnikiem pokrytym ogromną ilością śmietany jagód i malin. Wyglądem na pewno był bardzo kuszący. To, co mnie zaskoczyło, to fakt, że ciasto nie do końca nazwałabym naleśnikowym. Było bardzo tłuste i chrupiące, bardziej przypominające racuchy lub np. hiszpańskie churros. Jest to więc niewątpliwie bomba kaloryczna.
Cena takiego naleśnika jest dość wysoka, bo 42 złote, ale myślę, że warto przyjść choć raz żeby przekonać się samemu jak smakuje ten wetliński specjał. Dodatkowo wystrój miejsca jest bardzo gustowny. Duże drewniane okna, przez które oglądaliśmy zachód słońca, stojące wszędzie własnoręcznie robione słoiki z zaprawami, konfiturami. Obok restauracji znajduje się także Sklepik Wędrowca, do którego warto zajrzeć.
W Starym Siole
Nasz hit jeśli chodzi o jedzenie. Muszę przyznać, że byłam zachwycona smakami tego miejsca. Pieczone w ogniu ziemniaki z pstrągiem w cytrynowym pieprzu podbiły moje podniebienie. Mięso, które zamówił Tomek było również bardzo dobre, miękkie, a pierogi ruskie rozpływały się w ustach. Widać było, ze to kuchnia domowa, dopieszczona w każdym calu. Byłam tak zachwycona wyglądem dań, że zapomniałam zrobić zdjęcia więc poniżej będą tylko fotki przystawki i ziemniaków z rusztu, które jedliśmy następnego dnia 😉
Samo miejsce jest bardzo przyjemne. Odbywają się tu również koncerty na żywo. Nam nie udało się niestety kupić biletów na koncert jazzowy, który akurat odbywał się tego dnia, ale posłuchaliśmy go z balkonu naszego pensjonatu, który znajdował się tuż obok ?
Myślę ze wieczorny koncert jazzowy plus duży wybór win, który mamy w tym miejscu to przepis na bardzo przyjemny wieczór.
Ursa Maior
Będąc w Bieszczadach koniecznie spróbuj lokalnych piw Ursa Maior. Jeśli nie w jego sercu – Wytwórni znajdującej się niedaleko Ustrzyk, po prostu zamów je w jednej z knajp. Artystyczne etykiety, niezwykłe smaki, a każde piwo to inna historia.
***
Bieszczady kryją w sobie wiele tajemnic, magii i nie dziwie się, że mówi się, że przyjeżdżając tu raz, zostawia się tu swoje serce. A że również przez żołądek do serca, my zostawiliśmy je również w tych kilku opisanych miejscach. Koniecznie odwiedźcie je będąc w Wetlinie. Do zobaczenia na szlaku!