Pierwsze dni roku na ogół wyglądają tak samo. Siłownie i kluby fitness przechodzą szturm, dietetycy nie mają w co włożyć rąk, a serwisy o oszczędzaniu pieniędzy, zdrowym stylu życia i tym podobnych notują dwukrotnie wyższy ruch. Gdzieś w połowie miesiąca emocje powoli opadają, a pod koniec lutego na ogół nie ma już po nich śladu. Statystyki mówią, że zaledwie 8 proc. osób w połowie roku trzyma się jeszcze swoich noworocznych planów.
Kiedy wpiszemy w Google pytanie o to, jak dotrzymywać postanowień noworocznych, zostaniemy storpedowani milionami wyników. Trudno się dziwić, bo w swojej bezsilności spowodowanej porażkami w latach ubiegłych, zaczynamy rozglądać się za alternatywnymi rozwiązaniami. Części z nas ta sytuacja spędziła już sen z powiek, więc zrezygnowaliśmy z postanowień całkowicie. Część jeszcze walczy, a niektórzy niezrażeni niczym dziarsko wypisują kolejne listy i przypinają je magnesem na lodówce.
Tym razem się uda?
Ludzki mózg jest tak skonstruowany, że lubi sytuacje, kiedy coś się kończy i coś zaczyna. Nowy Rok jest tylko jednym z przykładów – najczęściej powtarzanym, bo hucznie obchodzonym. Zresztą sam przymiotnik „nowy” jest tutaj mocno sugestywny. Jeszcze kilka lat temu hasłem „Nowy Rok, nowy/nowa ja” posługiwały się popularne marki z branży modowej i kosmetycznej. Dziś zostało ono na tyle wyeksploatowane, że budzi co najwyżej pobłażliwe uśmiechy na twarzy. Czemu jednak kierować się tylko Nowym Rokiem? Spójrzmy jednak na inne, przełomowe momenty, które mogą nas skłaniać do zmian:
- nowa praca,
- nowy partner/partnerka (albo też rozstanie z obecnym),
- urodziny dziecka,
- śmierć kogoś bliskiego,
- nowy miesiąc,
- nowy tydzień,
- nowy dzień…
Wszystko zaczyna się tak naprawdę w naszej głowie (zawiało klasykiem…). Dlaczego zatem przełomowym momentem nie może być ten poniedziałek? A może jutrzejszy poranek, kiedy wszystko zaczyna się od nowa? Oczywiście, myśląc w ten sposób też narażamy się na popadnięcie w skrajności, czego efektem będzie życie dniem jutrzejszym (a to już temat na osobny wpis), dlatego ważny jest zdrowy rozsądek. Na samym końcu i tak będzie liczyło się tu i teraz.
Jak dotrzymywać postanowień noworocznych?
Dotrzymywanie postanowień noworocznych, jak już ustaliliśmy, nie jest proste. Jak zatem postępować, żeby było nam prościej? Co robić? Co postanawiać?
Wielką krzywdę robią ludziom autorzy tych wszystkich poradników, w których wymienia się garść sztuczek i sugeruje natychmiastowe wcielenie ich w życie. Jasne, będzie nam pewnie łatwiej, jeżeli zapiszemy nasze postanowienia (tutaj odsyłam do zapoznania się z metodą S.M.A.R.T., która jest niezwykle skuteczna). Pomocne jest też rozbicie ich na mniejsze etapy, a tych na jak najmniejsze czynności – takie, które można wykonywać regularnie bez większego wysiłku. Metoda małych kroczków zawsze sprawdza się tutaj doskonale. Zatem jeżeli planujemy nie jeść słodyczy od 1-go (albo 2-go, bo dzień wcześniej na ogół leczymy dolegliwości posylwestrowe…), spróbujmy najpierw wybrać jeden dzień w tygodniu, w którym całkowicie z nich zrezygnujemy. W lutym dołóżmy drugi dzień. W marcu trzeci i tak dalej…
Realizacja celu musi być jak wchodzenie do wanny z gorącą wodą: jedna noga, druga noga…
Bez sensu? No to zastanówmy się, co jest lepsze – rezygnacja ze słodyczy we wtorki i czwartki czy powrót do starych nawyków w dwa tygodnie po 1 stycznia? Nie zapominajmy o tym, że cel musi być dla nas osiągalny. Równie ważne jest też, by potem dało się go zmierzyć. Co powiecie zatem na kalendarz, w którym zakreślicie na czerwono każdy dzień, w którym „pozostaliście czyści”? Nic tak nie motywuje, jak późniejsze zaglądanie do niego i obserwowanie swoich postępów. Ale uwaga – nie polecam robienia tego w jakiejkolwiek aplikacji na telefonie. Wydrukujcie kartkę i powieście ją na lodówce lub gdziekolwiek na widoku. Niech ten cel Was stale prześladuje. Niech siedzi w głowie – musi być przecież dla Was istotny.
A może łatwiej byłoby zaplanować jedzenie warzyw niż rezygnowanie ze słodyczy? Tu istnieją różne teorie. Mówi się, że nasza podświadomość ignoruje przedrostek „nie” w każdym postanowieniu i zamiast nas w nim wspierać, zaczyna sabotować. Kiedy jednak pójdziemy w drugą stronę i rzucimy hasło „będę jadł zdrowiej”, zabraknie w nim najważniejszego – konkretów. O wiele skuteczniejsze będzie wybranie dnia w tygodniu, kiedy każdy Wasz posiłek będzie się składał z warzyw (albo zawierał warzywa). Za trudne? To niech jeden posiłek tego dnia będzie „warzywny”. Jeżeli ten sposób zadziała – świetnie. Jeżeli polegniemy, wracamy do rezygnowania ze słodyczy. Inne teorie mówią, że o wiele łatwiej jest zaprzestać pewnych czynności (jedzenia słodyczy) niż zacząć wykonywać nowe (jedzenie warzyw, chodzenie na siłownię).
Sami musimy się przekonać na własnej skórze, co działa na nas najlepiej
I tutaj docieramy do sedna. Realizowanie celów, własny rozwój i poprawianie jakości swojego życia (bo czy nie o to w tym wszystkim chodzi?) to tak naprawdę szalenie indywidualna sprawa. A tymczasem zewsząd atakują nas hasła:
- wstawaj o 5 rano i medytuj przez godzinę,
- ćwicz codziennie na siłowni,
- kochaj wszystkich ludzi,
- wyrób sobie ten nawyk, a odniesiesz sukces,
- [tu wstaw jakąkolwiek czynność, którą trzeba koniecznie robić].
Nie tędy droga! Aby w ogóle zacząć cokolwiek robić ze swoim życiem, trzeba przede wszystkim obserwować siebie. Poznać swoje potrzeby. Swoje, a nie te, które zaprogramowało nam społeczeństwo. Czy na pewno chcesz mieć 8-godzinną pracę i mieszkanie w centrum Warszawy? Czy to na pewno Twój cel, a nie Twoich rodziców, przyjaciół, partnera? Niech nasze postanowienia noworoczne będą właśnie takimi naszymi, dobrze przemyślanymi celami (albo niech do tych naszych celów nas przybliżają).
–
A skoro o swoich celach mowa. Moim jest pisanie tutaj przynajmniej 1-2 razy w tygodniu. Wersja 2.0 jest postanowieniem noworocznym. Miejscem do przelewania chaotycznych myśli na słowa, które, mam nadzieję, będą przydatne i inspirujące dla każdego, kto, tak jak ja, chce się zmieniać na lepsze. I tutaj walniemy inspirujący cytat:
Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana.